10 kwietnia 2015

Pierwsze światło lornety

Sesja 11 09.04.2015

Po przeszło 2 tygodniach od momentu zakupu, znalazłem w końcu czas, a i warunki były ku temu, by wpuścić pierwsze światło do mojego nowego zakupu, czyli lornety TS 25x100 LX z filtrami UHC.
Co prawda 2 razy udało się mi wyskoczyć z nią na obserwacje, ale obie trwały jakieś pół godzinki z hakiem. Nawet mój Tata mówił, że więcej zachodu było z rozstawianiem sprzętu niż pożytku z obserwacji :). No ale coś tam mogłem stwierdzić na temat lornety, co można przeczytać na moim blogu.
Wracając do obserwacji. Cały dzień była piękna, bezchmurna pogoda, więc z rosnącą irytacją obserwowałem takie "waciane" chmury tuż przed zmrokiem. No nic - myślę sobie, pewnie znowu będzie tak z godzinkę obserwacji, może krócej. Ale wystawiłem lornetę, rozłożyłem montaż i niech się chłodzi. Te pięć kilo szkła i metalu na pewno potrzebuje trochę czasu, podobnie jak teleskop.

Ta sesja, podobnie jak poprzednia odbyła się bez szkicownika. Tamta ponieważ była jubileuszowa (dziesiąta), a ta dlatego że chciałem się nacieszyć nowym sprzętem :).
Obserwacje rozpocząłem tak gdzieś koło 20 od pojawienia się pierwszych gwiazd, a właściwie planet - Jowisza i Wenus. Zacząłem ustawiać lornetę na Jowiszu, aby uzyskać jak najlepszy obraz, przede wszystkim mam tu na myśli aberrację chromatyczną. Udało mi się tak ustawić ostrość, że mogłem powiedzieć iż migoczą mi jakby dwa paski na tarczy Jowisza. Nie było to takie oczywiste, ale zerkaniem i błądzeniem oczami po całym polu widzenia coś tam było widać. Same księżyce to idealne kropeczki, jest dobrze. Potem rzuciłem okiem na Wenus i czekałem na pierwsze już gwiazdy. Swój sprzęt miałem skierowany w stronę Oriona i siłą rzeczy najpierw pojawił się Syriusz, potem Procjon a następnie Betelgeza.
Będąc w okolicy Wenus, zauważyłem pojawiające się Plejady. Co prawda pole widzenia tej lornety nie jest powalające, o czym później, ale Gromada zmieściła się praktycznie w całości.Niebo jeszcze nie było czarne, więc "włączyłem" filtr UHC jako swoistego Dark Sky Filtra :). Rzeczywiście wszystko pociemniało, trochę gwiazd (tych słabszych) wycięło ale główne gwiazdy wraz z Warkoczem Alkione były widoczne. Bardzo lubię Plejadki, chyba jak większość.
Chciałem rzucić okiem na M31 przez lornetę, ale o tej porze była już nisko , zasłonięta przez drzewa, w związku z czym skierowałem obiektyw na nową dla mnie gromadę gwiazd, opisaną w obiekcie tygodnia na forach internetowych - Collinder 65.
Niestety, jest to obiekt dla lornetek o większym polu widzenia niż moja. Zwróciłem tylko uwagę na gwiazdę 119Tau, która rzeczywiście świeci taką inną barwą niż okoliczne gwiazdy. Jest to czerwony nadolbrzym, gwiazda zmienna o jasności od 4,23 do 4,54m z okresem 165 dni.Będąc w tej okolicy nie omieszkałem zahaczyć o M1. Leżąc w jednym polu widzenia z gwiazdą 123 Tau nie była trudnym obiektem, ale też nie jakiś oczywistym. Ot coś tam majaczyło w ciemnościach.
Teraz przeszedłem do mojego ulubionego obiektu ever. Mowa oczywiście o M42. Od pierwszej chwili odkąd go ujrzałem w Syncie 8", należy on do moich ulubionych celów. Tak było i tym razem. Długo i z wielkim zainteresowaniem badałem, jak przy tym obiekcie sprawia się filtr UHC. Tak jak pisałem w blogu przy opisie lornetki, filtry wzmacniają kontrast a co za tym idzie "wyrazistość" mgławicy kosztem przygaszenia słabszych gwiazd. Ale jazda! Klik - z filtrem, klik - bez filtra, klik...
Wędrując troszkę w górę w kierunku gwiazdy Almaak, postanowiłem zbadać, jaki jest rzeczywiste pole widzenia lornety. Producent pisze że jest to 2,5 stopnia. Według moich eksperymentów wynika, że kąt widzenia przy moim rozstawie oczu wynosi ok. 2,25 stopnia. Podejrzewam, że większe pole można będzie uzyskać poprzez rozszerzanie obiektywów, ale to nie oto chodzi, tylko o wygodę. Swoją drogą przy tej klasie lornetki powinny być "zachodzące" z boku muszle oczne, niwelujące światło z boku. Używałem patentu z ręcznikiem na głowie, ale zrezygnowałem z powodu wilgoci wynikającej z oddychania. Parę razy zrobiłem wydech wprost na okulary i musiałem chwile poczekać aby odparowały.
Następnie powędrowałem lornetą jeszcze wyżej, aby zobaczyć asteryzm Lambda-lambda. Oczywiście był na swoim miejscu :). Potem jeszcze wyżej, w stronę gromady otwartej M35, pięknej jak zwykle. Spróbowałem wyzerkać jej sąsiadkę NGC2158. Coś tam majaczyło, jakiś obiekt niegwiazdowy, ale głowy sobie uciąć nie dam. Jak już byłem w tej okolicy, to oczywiście M37 wraz z towarzyszkami M36 i M38 wraz z nieodłącznym Kotem z Cheschire. Próbowałem wyhaczyć grupę otwartą NGC2281 w gwiazdozbiorze Woźnicy, ale była ona za wysoko i obserwacje w tej pozycji były niewygodne. Maksymalna wysokość obiektu na niebie przy tym statywie, taka bez zbędnej ekwilibrystyki to na moje oko jakieś 50, maksymalnie 55 stopni. Powyżej jest już naprawdę ciężko i niewygodnie. Trzeba będzie pomyśleć o żurawiu. Już mi kiełkuje pomysł, jak wykorzystać posiadany montaż ALT AZ5 na żurawia bez nadmiernych wydatków. Ale to hobby ma to do siebie, ze jak już wsiąkniesz, to "trzymaj się bracie za kieszeń"...
Kolejnym gwiazdozbiorem, jaki wziąłem na tapetę to Perseusz. Jak Perseusz to oczywiście Hichotki! Piękne jak zawsze, jak zawsze zachwycające. Cały czas dziwi myśl, dlaczego Messier wrzucając do swojego katalogu Żłóbek (M44) i Plejady (M45), pominął hichotki, tak przecież podobne w swojej strukturze...
Stąd już niedaleko było do Kasjopei i komety C/2014 Q2 Lovejoy. Znalazłem ją, podobną do gromady kulistej, ale bez widocznego warkocza. W ogóle to nie miałem szczęścia do tej komety. Wtedy, kiedy była najbliżej Ziemi były albo chmury, albo nie miałem możliwości obserwacji, mówi się trudno. Przy okazji zaglądnąłem do ET (NGC457), co tam u niego? Ciągle w tym samym miejscu, chyba utknęło biedaczysko.
Zaczynając od lewej "stopy" jednego z bliźniaków (Polluksa) znalazłem gromadę otwartą Choinka, potem dalej w dół do gromady otwartej Rozeta. Tutaj popróbowałem znów filtrów UHC z nadzieją na zauważenia otaczającą je mgławicę, niestety bezskutecznie. Potem kierując się bardziej w lewo i w dół odnalazłem dwie gromady otwarte M46 i M47, gdzie również popróbowałem filtrów w poszukiwaniu mgławicy planetarnej NGC2418, schowanej w gromadzie M46. Niestety, bez efektu. Trochę w górę i hop! jestem z powrotem przy Jowiszu. Po upewnieniu się, że pasy są nadal widoczne, pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Chyba już cię opanowałem, ty duża bestio... Generalnie operowanie lornetą jest pewne, nie ma żadnych drgań ani przechyłów. Można zablokować w żądanym położeniu i ewentualne poprawki wprowadzić mikroruchami, jest git :).
Po napawaniu się przestrzennym obrazem Jowisza i księżyców, przeszedłem do kolejnej gromady otwartej Żłóbek, a następnie w dól do M67. Mój kolejny cel był bardziej wymagający, niż wcześniejsze - Triplet Lwa. Po kilkominutowym poszukiwaniu w tym rejonie, gdzie powinien się on znajdować, musiałem odnotować porażkę. Widocznie niebo musi być ciut ciemniejsze, aby można było zaobserwować obiekty o jasności rzędu 9m. Powoli kiełkuje myśl, aby wybrać się w Bieszczady w jakiś weekend, którym jest nów księżyca. Kto wie, może już niedługo...
Będąc w gwiazdozbiorze Lwa , już niedaleko do jego kity, lub jak kto woli Warkocza Bereniki, w którym znajduje się kolejny obiekt z cyklu "Obiekt Tygodnia" (a nawet dwa) - czyli Melotte 111. I tu podobna historia, obiekt jest zbyt duży, by zmieścił się w polu widzenia 2,25 stopnia. Piszą, że najlepiej widać ją w lornetkach o polu co najmniej 4,5 a nawet 7,5 stopnia nie jest przesadą. Rzeczywiście, po adaptacji wzroku widać ją gołym okiem, trzeba pamiętać, ze jestem na zewnątrz już dobry szmat czasu :).
Ale spokojnie mieści się kolejny obiekt z tej serii, czyli M53 - mała gromada kulista, widoczna w lornetce jako mała chmurka, bez najmniejszych wątpliwości. Dużo gorzej z jej towarzyszką, czyli gromadą NGC5053.
Zaglądnąłem do Arktura, najjaśniejszej gwiazdy w Wolarzu. Upewniłem się, że dalej nie widzę siódmej gwiazdy w asteryzmie Czapka Napoleona, ma ona jasność rzędu 11m. Następnie kierując się dokładnie w górę od Arktura odnalazłem gromadę kulistą M3. Mała chmurka gwiazd zatopiona wśród gwiazd.
Potem skierowałem lornetę do gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy, gdzie od gwiazdy kończącej dyszel udałem się w prawo i lekko w górę, gdzie zlokalizowałem M51. Była po prawej stronie, a towarzysząca jej galaktyka NGC5195 znajdowała się po lewej stronie. Były to dwie plamki obok siebie. Zachęcony tym sukcesem postanowiłem odnaleźć M101. Od gwiazd Alkor/Mizar prosto w dół odnalazłem tę chmurkę dokładnie w środku pola widzenia lornety. Poświęcając jej trochę czasu, wyzerkałem jej ramiona, ale było to naprawdę ulotne wrażenie. Miałem ochotę jeszcze na M97 i M108, ale o tej porze znajdowały się one praktycznie w zenicie.
Już trochę zmęczony postanowiłem jeszcze zerknąć na M13 i M92. Znalazłem je bez trudu, no może z M92 było troszke trudniej, ale niewiele :).
Nagle włączyły się światła - to po sąsiedzku w firmie został oświetlony cały plac, wybiła północ.
No nieźle, bite cztery godziny z lornetką wśród gwiazd...
Teraz do mnie dotarło, jaki jestem obolały. Przez ten czas wykonywałem przy statywie takie wygibasy, jakich nie pamiętam od czasów szkolnych :). I tak, i tak, klęcząc, kucając, robiąc rozkrok, zadzierając szyję, nawet na drugi dzień czuje się nieźle "połamany".

Ale ogólnie wrażenie pozytywne. Księżyca nie było, nic praktycznie nie przeszkadzało. Niebo mam jakie mam, takie typowo podmiejskie z zasięgiem ok. 5.5mag. Podejrzewam, że niektórych obiektów, w tym Tripletu Lwa nie znalazłem z powodu małej praktyki jeszcze. I tak w relacji opisów jest chyba ze 40.

Więcej obiektów nie pamiętam, a za te które ominąłem serdecznie przepraszam, że o nich nie wspomniałem. I obiecuję, że na następny raz się poprawię :).

Pozdrawiam
Wojtek



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz